Inspiracje – czyli co mówią ludzie a co słyszymy
Wiele by można mówić o wpływie pojedynczych wydarzeń i idei na kształtowanie się człowieka. Większość tych wywodów byłaby – a jakże – wyrazem w większości pseudonaukowych teorii, w których zawarta jest całkowicie fałszywa dychotomia „nature or nurture”. Nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że poniższy fragment powieści Isaaca Asimova”Fundacja”, przeczytany przeze mnie w wieku 12 lat, ukształtował całe moje życie.
– A w jaki to sposób doszedł pan do tego nadzwyczajnego wniosku?
– W sposób raczej prosty. Trzeba było tylko zrobić użytek z tego powszechnie lekceważonego daru,
jakim jest zdrowy rozsądek. Widzicie, panowie, jest taka gałąź wiedzy, znana pod nazwą logiki
symbolicznej, której można użyć dla uwolnienia języka od tego całego zbędnego balastu nic nie
znaczących określeń i próżnych frazesów, który go obciąża i krępuje.
– No i co dalej?
– Zrobiłem z niej użytek. Między innymi analizując ten oto dokument. Szczerze mówiąc nie było mi
to potrzebne, ponieważ i bez tego dobrze wiedziałem, o co w nim chodzi, ale sądzę, że pięciu
fizyków zrozumie to lepiej, jeśli wyrazi się to symbolami.
Hardin wyjął kilka kartek z bloku, który trzymał pod pachą, i rozpostarł na stole.
– Nawiasem mówiąc, nie ja to zrobiłem – powiedział. – Jak widzicie, pod tymi analizami podpisał
się Muller Holk z Wydziału Logiki.
Pirenne uniósł się nieco z miejsca i przechylił przez stół, aby lepiej widzieć. Hardin mówił dalej:
– Naturalnie, pismo z Anakreona to prosta sprawa, bowiem jego autorzy są ludźmi czynu, nie pióra.
Jego treść sprowadza się do kategorycznego żądania, które symbolicznie można przedstawić tak,
jak to tu widzicie. Mówiąc krótko – znaczy to: Albo w ciągu tygodnia dacie nam to, czego chcemy,
albo tak wam dołożymy, że się nie pozbieracie i weźmiemy to sami.
Hardin umilkł, a pięciu członków Zarządu studiowało w milczeniu rzędy symboli. W końcu Pirenne
usiadł i chrząknął z zakłopotaniem.
– No i co, doktorze, jest tam jakieś wyjście? – zapytał Hardin.
– Wydaje się, że nie.
– W porządku – Hardin wyjął inną kartkę. – Macie teraz przed sobą kopię traktatu, który Imperium
zawarło z Anakreonem – nawiasem mówiąc, traktat podpisany jest w imieniu imperatora przez tego
samego lorda Dorwi-na, który był tu w ubiegłym tygodniu – a tu jest jego symboliczna analiza.
Tekst traktatu zajmował bite pięć stron druku, natomiast na nabazgranie jego analizy wystarczyło
Holkowi mniej niż pół strony.
– Jak widzicie, panowie, gdzieś około dziewięćdziesięciu procent tekstu zostało w wyniku analizy
odrzucone jako pozbawione znaczenia, a to, co pozostało, można opisać w taki oto interesujący
sposób:
Zobowiązania Anakreona względem Imperium – żadne!
Władza Imperium nad Anakreonem – żadna!
I znów pięć głów pochyliło się nad kartką, sprawdzając poprawność wywodu i jego zgodność z
tekstem traktatu, a kiedy wreszcie dobiegło do końca, Pirenne rzekł zafrasowanym głosem:
– Wydaje się, że analiza jest poprawna.
– Przyznajecie zatem, że ten traktat to nic innego jak tylko deklaracja całkowitej niezależności
Anakreona i uznanie tego faktu przez Imperium?
– Wydaje się, że jest tak w istocie.
– I myślicie, że Anakreon nie wie o tym i nie pragnie potwierdzić swej niezależnej pozycji? I to w
taki sposób, żeby było jasne dla wszystkich, że drwi sobie z gróźb Imperium?
79
Szczególnie w sytuacji, kiedy jest sprawą oczywistą, że Imperium jest zbyt słabe, by zrealizować
jakąkolwiek z tych gróźb. Bo przecież w przeciwnym razie nigdy by się nie zgodziło na
niepodległość Anakreona.
– Jak zatem – wtrącił się Sutt – może burmistrz Hardin wyjaśnić zapewnienia lorda Dorwina o
poparciu Imperium dla nas? Wydają się one… – wzruszył ramionami – no więc, wydają się one
zadowalające.
Hardin opadł na krzesło.
– Wiecie, że to najciekawsze w tej sprawie. Przyznam się, że kiedy po raz pierwszy spotkałem
szanownego miałem go za skończonego durnia… ale okazało się, że jest naprawdę doskonałym
dyplomatą i niezwykle sprytnym facetem. Pozwoliłem sobie nagrać wszystkiego jego wypowiedzi.
W tym momencie wśród zebranych zapanowało poruszenie, a Pirenne skrzywił się z niesmakiem.
– No, i co się stało? – spytał Hardin. – Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że było to karygodnym
pogwałceniem praw gościnności i że nie zrobiłby tego żaden tak zwany gentleman. Zdaję sobie też
sprawę z tego, że gdyby jego lordowska mość zorientował się w tym, mogłoby to mieć
nieprzyjemne konsekwencje… Ale się nie zorientował, a ja mam nagrania i nie ma o czym mówić.
Kazałem spisać ich treść i również wysłałem Holkowi do analizy.
– A gdzie ta analiza? – spytał Lundin Crast.
– To jest właśnie najciekawsze – odparł Hardin. – Była to pod każdym względem najtrudniejsza ze
wszystkich trzech analiz. Kiedy po dwóch dniach wytężonej pracy udało się Holkowi
wyeliminować wszystkie nic nie znaczące frazesy, zbyteczne zastrzeżenia i ogólnikowe
80
sformułowania, okazało się, że nic nie zostało. Wszystko było wykreślone.
Lord Dorwin, panowie, w czasie pięciu dni rozmów nie powiedział dosłownie nic, co miałoby
jakieś znaczenie, a zrobił to tak umiejętnie, że nikt się w ogóle nie zorientował. Oto są te gwarancje,
które dało wam wasze nieocenione Imperium.
Gdyby Hardin położył na stole bombę z gazem cuchnącym, nie wywołałby większego zamieszania.
Odczekał cierpliwie, aż gwar ucichnie.